Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
1834
BLOG

Europa przegrywa, bo nic o Rosji nie wie

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 45
Europa od kilku dekad uważała, że Rosja nie zagrozi światowemu bezpieczeństwu, gdyż nie zaryzykuje swego wizerunku w oczach opinii publicznej. Niestety mało kto w Europie rozumiał, że dla Rosji jej zewnętrzny wizerunek nigdy nie był ważny. I gdy tylko Rosja pokazała, że będący na Zachodzie miarą wszechrzeczy wizerunek, jej nie obchodzi, to cała europejska polityka wobec Kremla posypała się.
 
W Polsce Władimir Putin zanim stał się symbolem przywódcy najgorszego pokroju, to z czysto partyjnych pobudek uznawany był za polityka niegroźnego. Wynikało to rzecz jasna z faktu, że PiS od zawsze był wobec rosyjskiej polityki krytyczny, więc polski mainstream, będący modelowym przykładem wszelkiej bezmyślności, musiał z przeciwnika własnego wroga uczynić sobie przyjaciela. W Europie, połączonej z Rosją siecią zależności ekonomicznych, o Putinie źle się nie mówiło, bo wiadomo – interesy.
 
W efekcie, zarówno nad Wisłą, jak i w pozostałej części kontynentu, do niedawna dominowała całkowicie nietrafiona charakterystyka rosyjskiego prezydenta. Dzisiaj dawne błędy próbuje się przykryć stwierdzeniem, że rosyjski przywódca jest nieobliczalny, nagle stał się wariatem, zachowuje się jak szaleniec. To łatwiejsze - bo wprowadza element trudnej do przewidzenia irracjonalności - od przyznania się, że samemu popełniło się kardynalne błędy w rozpoznaniu władcy Kremla i własne kompetencje analityczne zawiodły. W przypadku polskiego rządu zawiodły dlatego, że ważniejsza dla niego była walka z własnym prezydentem i opozycją.
 
Tymczasem, choć dla Polski i naszej dalszej pomyślności jest to opinia bardzo smutna i niczego dobrego nam nie wróży, to jest jednak Putin najprawdopodobniej najskuteczniejszym, najsprytniejszym i najmądrzejszym obecnie na świecie przywódcą, a także jednym z niewielu - przynajmniej w Europie - rządzących, których można określić mianem rasowego polityka i męża stanu.
 
To, iż stoi na czele państwa, które z racji swego potencjału posiada narzędzia wpływania na sąsiadów i wolę kształtowaniu mapy kontynentu wedle własnego uznania sprawia, że jego przywództwo polityczne może tylko odbić na Europie bardzo wyraźne piętno.
 
W przeciwieństwie bowiem do niego, większość europejskich szefów państw wraz z Barackiem Obamą, to niestety sztuczne twory marketingowe. Od pudelkowych celebrytów różni ich jedynie target, do obsługi którego zostały wydelegowane. O ile celebrytów produkuje się do zaspokojenia gustów najgłupszych konsumentów medialnej papki, o tyle tzw. nowoczesnych liberalnych polityków bez poglądów i wartości tworzy się dla większego interesu tej gałęzi przemysłu, która zwana jest „infotainmentem". Oznacza ona połączenie informacji z rozrywką. W takim ujęciu, a jest ono już powszechne w świecie Zachodu, polityka przestała być działalnością, w ramach której dokonuje się wyboru między sprzecznymi interesami, a konflikt jest jej naturalnym elementem. Polityka stała się kolejnym rodzajem wymyślnej rozrywki, której celem jest wzbudzanie ciekawości wśród śledzącej ją publiczności. W oczywisty sposób nowa definicja polityki wymaga nowego typu bohaterów. Mają oni ładnie wyglądać, mówić z promptera oczywiste rzeczy i być gotowi do ponadprzeciętnej elastyczności.
 
Ponieważ jednak Rosja różni się od Zachodu wszystkim, więc i podejście do rozumienia polityki jest w niej inne. Dla Moskwy w dalszym ciągu jest ona narzędziem narzucania własnej woli i podboju świata. W rosyjskiej koncepcji uprawiania polityki realna przemoc wciąż jest zatem narzędziem, z którego się korzysta. W koncepcji europejskiej przemoc została już z polityki wyeliminowana, bo nie współgra z rozrywką. Substytutem realnej przemocy - której w prawdziwym życiu czy się tego chce, czy nie trzeba niekiedy używać - jest jej telewizyjna promocja.
 
Oczywiście świat zachodu jeszcze do niedawna umiejętność użycia przemocy posiadał i np. George W. Bush, jako ostatni jego przywódca z prawdziwego zdarzenia, potrafił dekadę temu zaakceptować wojnę w celu obrony pozycji amerykańskiego imperium. Co wtedy zrobiła liberalna Europa? Prawie obwołała Busha Hitlerem.
 
Gotowość Putina do użycia przemocy nie wynika z faktu, że jest on złym człowiekiem. W polityce taka kategoria nie ma znaczenia. To, co wcześniej zrobił w Czeczenii i Gruzji, a teraz robi na Ukrainie należy do odwiecznego elementarza kształtowania – jakkolwiek cynicznie to brzmi – stosunków międzynarodowych. Jak powtarzał prawie 200 lat temu Carl von Clausewitz „wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami”. To, iż w Europie zaczęło nas to nagle szokować, bardzo źle świadczy o naszych zdolnościach poznawczych, niż o osobowości prezydenta Rosji. Przez całą historię motorem budowania wpływów i umacniania się państw było przecież powiększanie własnego terytorium. Nie jest dziwnym, że najpotężniejsze dzisiaj państwa do tej pozycji przez setki lat dochodziły na drodze podbojów terytorialnych lub włączania sąsiadów w swoją strefę wpływów.
 
Dobrze żyć w bezpiecznym, dużym i bogatym państwie? Pewnie, że tak. Samo to państwo się takie jednak nie zrobiło. Rosja to rozumie, Polska coraz mniej. Osobiście dziwiłbym się, choć nie powinno być to absolutnie nic dziwnego, gdybyśmy mieli dzisiaj opracowany plan działań uwzględniający rozwój wydarzeń na Ukrainie, w ramach którego moglibyśmy wystąpić o Lwów. Science fiction? Nie mniej niż rosyjski Krym. Piłsudski dlatego wielki politykiem był, bo potrafił np. przywrócić Polsce Wilno.
 
Wracając jednak do Rosji znamienne w kontekście realizowania własnego interesu były słowa wypowiedziane przez Putina w trakcie wtorkowego przemówienia. Stwierdził, że minęły czasy rosyjskiej słabości, kiedy to Europa była układana na nowo z pominięciem Moskwy. Kreml uznał wprawdzie nowy porządek w Europie, bo był słaby. Jednak w momencie odbudowy rosyjskiej potęgi ten porządek będzie kwestionowany. „Krym straciliśmy w 1991, to była zawsze rosyjska ziemia. Straciliśmy, bo Rosja była słaba. Zabrano nam go. Dziś Rosja jest mocna i nie godzi się na taki podział świata” – powiedział prezydent Federacji, jasno dając do zrozumienia, czego wymaga rosyjska racja stanu.
 
Takie stawianie sprawy rodzi niebezpieczeństwo wojny?
 
Ależ oczywiście, że tak. Tradycyjnie rozumiejący politykę Putin wie, że jej sercem jest konflikt. I albo uznał, że po tragicznej dla Rosji dekadzie lat 90. zdołał już odbudować imperium i to nawet w sensie militarnym, albo wie, że nierozumiejący istoty polityki Zachód konfliktu nie zaryzykuje, gdyż konflikt jest dla niego rzeczą, której za wszelką cenę należy unikać. Ale wtedy Putin, jeśli będzie mógł i będzie mu wolno, to sięgnie po więcej.
 
To co wydaje mi się jednak w kontekście wydarzeń ukraińskich najważniejsze, to fakt, iż na naszych oczach wszystkie najpopularniejsze tezy w odniesieniu do Rosji zostały ośmieszone.
 
Europa poznawczo okazała się bezbronna do tego, by rozpoznać, czym Rosja jest. I to jest największa kompromitacja europejskich przywódców. To samo odnosi się zresztą do europejskich wyborców, których wbrew ich woli w razie wojny wielka polityka dosięgnie, bo to oni w szerszej perspektywie tworzą podglebie, na którym doszło do sparaliżowania dzisiejszej Europy.
 
Elity Zachodu od ćwierć wieku wychodziły z założenia, że Moskwa nie naruszy pokoju, bo byłoby to źle odbierane przez międzynarodową społeczność. To bankrutujące teraz przekonanie stanowiło dogmat europejskiego postrzegania Moskwy. Tyle tylko, że dla Rosji jej zewnętrzny wizerunek nigdy nie stanowił wartości. Swoją pozycję w stosunkach międzynarodowych zawsze zawdzięczała ona sile. Rosyjska kultura, styl życia, atrakcje turystyczne są dla obcokrajowców anonimowe. Do Rosji nie przyjeżdża się na wakacje, jej kuchnia nie podbija świata, nie ma więc potrzeby, by Kreml stosował tzw. soft power i budował na zewnątrz obraz państwa przyjaznego światu.
 
Putin, gdy swego czasu zachodni dziennikarze zarzucili mu, że jest Rosja państwem mafijnym ripostował, iż „mafia” to nie jest rosyjskie słowo, ale rzeczywistość przynależna Zachodowi, więc do Rosi w ogóle się nie odnosi. Z imagem jest dokładnie tak samo.
 
I gdy teraz Rosja przestała się z tym kryć i pokazała, że ubóstwiany na Zachodzie wizerunek nie jest dla niej żadną wartość, to europejskim mędrcom intelekt stanął dęba. Odkryli, że to państwo inne niż im się zawsze wydawało. Nagrody Nobla za dojście do tego wniosku jednak nie będzie.
 
Naturalnie zaskoczeń, które czekają na „znawców” rosyjskiej duszy jeszcze nie koniec i do szybkiego zweryfikowania są kolejne mity na temat Rosji.
 
Pierwszy zakłada, że sankcje gospodarcze osłabią rosyjską gospodarkę. Śmiech na sali. Rosja wyłożyła właśnie jakieś kosmiczne miliardy euro na organizację Igrzysk w Soczi. Nie zrobiła tego bynajmniej po to, by stworzyć sportowcom lepsze warunki. Za połowę wyłożonej na Igrzyska sumy areny olimpijskie wyglądałyby również imponująco. Rosja wysłała jednak światu czytelny (choć czy na pewno czytelny?) sygnał, że pieniędzy jej nie brakuje i gdy Europa upada pod ciężarem kryzysu gospodarczego, to ona jest w stanie przepłacać za organizację Igrzysk. Ktoś naprawdę sądzi, że musi się Rosja bać zerwania kontaktów gospodarczych? Niestety, ale sam Gazprom ma w UE więcej lobbystów niż Europa analityków potrafiących strategicznie ogarnąć moskiewski potencjał.
 
Inną głupotą wypowiadaną w ostatnich dniach nader chętnie jest twierdzenie, że Putin musiał zareagować na Ukrainie, gdyż w przeciwnym razie miałby Majdan u siebie. Przyznam, że to bzdura wagi ciężkiej. Po rosyjskiej zapaści z czasów Jelcynowskich Władimir Władimirowicz jest niekłamanym ojcem odbudowy rosyjskiego życia w każdym jego wymiarze. Majdan faktycznie by w Moskwie powstał, ale dopiero wtedy, gdyby Putin ogłosił, że idzie na polityczną emeryturę. Nadawanie znaczenia takim Rosjanom, jak Nawalny, Kasparow, czy Chodorkowski, tyle samo mówi o potrzebach rosyjskiego społeczeństwa, co dyrdymały Środy, Palikota i Hartmana o potrzebach Polaków.
 
Niestety musimy zdawać sobie sprawę z tego, że Putin jest politykiem o wiele waszego kalibru niż jego europejscy partnerzy. Wykorzystuje te narzędzia, które w sytuacji nierównowagi sił są oczywiste. Pokój w Europie po II wojnie światowej zapanował zaś nie dlatego, że powstała Unia Europejska i zaprowadziła wieczną szczęśliwość, ale że istniały dwa bloki, których przywódcy w razie potrzeby odpaliliby rakiety.
 
Po 1989 r. Siły Zła ze Wschodu zmarniały, a cywilizacja białego człowieka z Zachodu tak objadła się swoim sukcesem, że stała się tłusta i nieruchawa. Siły Zła dynamicznie się odbudowują, a syty grubas z Zachodu sprawia wrażenie, jakby nie potrafił wstać z fotela. Czasu na powrót do formy ma coraz mniej.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka