Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
2793
BLOG

Zmartwychwstanie: bardziej fakt niż tylko wiara

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

„Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest nasza wiara” – pisze św. Paweł. Zmartwychwstanie Jezusa trzy dni po jego śmierci było, jest i już na zawsze pozostanie najważniejszym wydarzeniem w historii świata. Ale, jeśli to nieprawda i Chrystus nie zmartwychwstał…? Skąd w ogóle możemy czerpać pewność, że mowa o zdarzeniu, które realnie zaistniało?

Przywołany cytat ze św. Pawła pokazuje, że już w czasach mu współczesnych stawiane było pytanie o prawdziwość zmartwychwstania Pańskiego. Apostoł Narodów w liście do Koryntian pyta przecież „dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania”? Jednocześnie od samego początku chrześcijaństwa wśród uczniów Chrystusa i ich uczniów panuje też absolutna pewność odnośnie prawdziwości zmartwychwstania. Fakt ten od samego początku narodzin tej wspólnoty jest czynnikiem determinującym dalsze życie tworzących ją ludzi. Przy czym oni – ze zrozumiałych względów w przeciwieństwie do żyjących dzisiaj – wiedzę o zmartwychwstaniu czerpali od osób, które nie tyle wzorem kolejnych pokoleń w nie uwierzyły, co osobiście doświadczyły.

Skąd jednak człowiek żyjący dwa tysiące lat po Chrystusie, w całkowicie innej epoce, często już post chrześcijańskiej i wychowującej do zupełnie innych prawd niż te zapisane w Piśmie Świętym, może zyskiwać potwierdzenie co do prawdziwości zmartwychwstania? Przecież w Europie poglądem głoszonym bez zbędnego wstydu stało się wręcz utrzymywanie, że Jezus wcale nie istniał. A jeżeli nawet istniał, to jego zmartwychwstanie jest oszustwem, w które można było wierzyć w dawnych czasach lecz obecnie w okresie rozumu i specjalistycznych technologii są one wyłącznie religijną manipulacją i złudzeniem, któremu ulegają naiwni. Publiczne ich głoszenie oznacza natomiast po prostu obciach.

Zmartwychwstanie Jezusa jest jednak nie tyle kwestią wiary, co rozumowej analizy wszystkich wiadomych okoliczności, które przed wiekami miały miejsce w Palestynie.

Zacznijmy więc od początku.

Przede wszystkim historyczność Jezusa poświadczają liczne źródła pozachrześcijańskie i to z czasów mu współczesnych, w tym żyjący w I wieku naszej ery wybitni historycy epoki Tacyt i Jozef Flawiusz. Z tego względu jakakolwiek dyskusja na temat tego, czy Jezus żył jest bezprzedmiotowa, a popularne w Europie i tłumaczone także w Polsce książki Llogariego Pujola („Jezus 3000 lat przed Chrystusem”), Roberta A. Haaslera („Jezus. Człowiek, który nie istniał”) oraz wielu innych „historyków odkrywających największy sekret w historii świata” nie są próbą zmierzenia się z tytułową postacią, ale żałosnym zapisem osobistych fobii autorów i chęcią wyciągnięcia pieniędzy z kieszeni czytelników, którzy „rzecz jasna absolutnie nie wierzą w religijne bajki i dlatego właśnie opowieść o 2 tys. lat chrześcijańskiego spisku jawi im się jako całkowicie naturalna”.

Spisek jest zresztą słowem, którego w kontekście negowania prawdy o zmartwychwstaniu używać trzeba bez wytchnienia, bo tylko ono jest w stanie nadać Męce Chrystusa inne wyjaśnienie niż to oficjalne.

Jeśli bowiem faktycznie na początku naszej ery urodzony w Betlejem charyzmatyczny cieśla i nauczyciel został ukrzyżowany i poniósł męczeńską śmierć, a o świcie trzeciego dnia nie wydarzyło się w Jerozolimie nic nadzwyczajnego, to czym należy tłumaczyć postawę późniejszych apostołów? Oczywiście spiskiem.

Wszyscy oni przecież – co poświadczają ewangelie – po śmierci swego Mistrza uciekli z obawy przed Żydami. W ich oczach obiecywany Mesjasz niczego nie osiągnął i został zdruzgotany. W takiej perspektywie to apostołowie stali się pierwszymi świadkami jego oszustwa i naprawdę nie musieli czekać na dzisiejszych historyków, by tę „wiedzę” posiąść.

Tyle tylko, że po kilku dniach od śmierci Jezusa w ich życiu wydarzyło się coś tak niezwykłego, że nie tylko wrócili wieczernika, po czym rozeszli się na cały świat, ale co ważniejsze od tej pory gotowi byli za świadczenie o niezwykłości, której stali się naocznymi świadkami zginąć.

To właśnie ich późniejsze zachowanie jest największym dowodem świadczącym o zmartwychwstaniu Chrystusa. Oczywiście historia świata pokazuje wiele przypadków, w których ludzie byli gotowi ginąć za ideę, ale zawsze mieli oni wielkie wsparcie z zewnątrz i przede wszystkim nadzieję na coś większego na ziemi – jeśli nie dla siebie, to dla swej rodziny, ojczyzny, itd.

Tymczasem apostołowie żadnego wsparcia nie mieli. Gdy się rozproszyli, zostali sami i to oni mieli umacniać, a być umacniani. To sytuacja kompletnie inna np. od poświęcającego się na wojnie żołnierza, który jest podtrzymywany przez zewnętrzne grupy w przekonaniu, że jego ofiara nie idzie na marne i skorzystają z niej przyszłe pokolenia. W przypadku apostołów nic takiego nie zaistniało. Od czasu, gdy po raz ostatni widzieli Chrystusa, aż do momentu ich śmierci upłynęło wiele lat. Gotowość oddania życia w imię Jezusa nie była zatem krótkotrwałym porywem serca charakterystycznym np. dla samobójców – terrorystów, ale wyborem po grób. Mieli wystarczająco dużo czasu, by „zmienić poglądy” na mniej dla siebie niebezpieczne, ale żaden z nich tego nie uczynił.

Czy takiej postawy nie tłumaczy właśnie opisane w Piśmie Świętym osobiste spotkanie z Kimś, kto wcześniej umarł, a jednak żył znowu?

Apostołowie historii o zmartwychwstaniu sobie nie wymyślili. Argumentacja, która wskazuje na fakt, że skoro ich nauczyciel miał być królem, a oni jego świtą upadła, więc postanowili uratować resztki jego mitu, a przy okazji… No właśnie, co przy okazji?

Gdzie w takim ujęciu jakakolwiek korzyść dla apostołów? Kilku rybaków zmontowało oszustwo, którego jedyną konsekwencją – w dodatku możliwą do przewidzenia – było skazanie się na śmierć? Potężna organizacja, jaką jest Kościół Katolicki – depozytariusz prawdy o Jezusie Chrystusie – powstała w zbliżonej do dzisiaj formie dopiero kilkaset lat później, a w pierwszej połowie pierwszego wieku nikt z żyjących w ogóle go sobie nie wyobrażał. I w taką opowieść każą nam wierzyć przeciwnicy zmartwychwstania?

Jakakolwiek analiza zachowania apostołów po śmierci Chrystusa, ale bez uwzględnienia faktu, że ujrzeli go zmartwychwstałego, jest bezsensowna, bo niczego nie wyjaśnia. Dopiero zmartwychwstanie wyjaśnia o wiele więcej lub nawet wszystko.

Oczywiście negowanie prawdy o nim doprowadzić musi również do przekonania o spisku będącym dziełem Kościoła Katolickiego.

Krytycy Nowego Testamentu utrzymują, że nie jest on dowodem na cokolwiek, bo powstał kilkadziesiąt lat po Chrystusie, a ostateczna redakcja nastąpiła jeszcze później w Watykanie, w dodatku już po śmierci samych ewangelistów. Tyle tylko, że przyjęcie takiego rozumowania co do krytyki źródeł unieważniałoby jakąkolwiek historię do momentu 20 - wiecznego odkrycia radia i telewizji, pozwalających na utrwalanie zapisu dźwiękowego i wizualnego.

Dowody są na miarę epoki i sposób powstawania ewangelii i prac nad nimi także jest na miarę epoki. Sokrates samodzielnie niczego nie napisał, a wiemy o nim z przekazów Platona. Trudno jednak postulować wykreślenie Sokratesa z panteonu filozofów. Kroniki Galla Anonima też nie są negowane, choć pisał on o wydarzeniach o ponad 100 lat młodszych w stosunku do swego życia, a ponadto najstarsze z dzisiaj istniejących egzemplarzy kroniki to materiały spisane 200 lat po śmierci Galla.

Nie mogący zaakceptować oczywistej prawdy o zmartwychwstaniu lansują jeszcze jedną teorię – w te święta postanowił nas nią uraczyć portal natemat.pl. Oto Jezus wcale nie umarł na krzyżu. Zwyczajnie zemdlał, po czym doprowadzono go w ukryciu do zdrowia, w związku z czym nie musiał zmartwychwstawać, żeby potem być widziany żywym.

No dobrze - nie zginął na krzyżu i co dalej? Wykonał numer wszechczasów – udając żywego i pokazując się jako zmartwychwstały – i nagle doszedł do wniosku, że nie ma sensu dalej utrzymywać przedstawienia, na które nabiera się coraz więcej osób? Wierzących w zmartwychwstanie przybywało, a sprawca całego zamieszania pozostał w ukryciu zamiast odbierać hołdy od widzącego w nim Boga tłumu? I to ma być bardziej prawdopodobne wytłumaczenie wydarzeń sprzed 2 tys. lat?

Oczywiście można zrezygnować z teorii o zmartwychwstaniu, pod warunkiem, że umie się przedstawić inną spójną teorię, która w logiczny sposób weryfikuje, porządkuje i tłumaczy wszystkie znane w danej sprawie fakty i ich następstwa.

Tyle tylko, że zrobić tego nie sposób. Wtedy bowiem w Jerozolimie, trzeciego dnia po ukrzyżowaniu - czego pamiątkę obchodzimy dzisiaj - grób był pusty...

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo