Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
868
BLOG

Wielka praca Polaków źródłem wygranej Andrzeja Dudy

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 23

Andrzej Duda nie zostałby prezydentem bez ciężkiej i długotrwałej pracy tysięcy anonimowych Polaków. To dzięki wielkiej społecznej energii, którą stworzył obóz patriotyczny, cieszymy się ze zmiany.

Niedzielne zwycięstwo jest niezwykłe, bo zdarzyło się na przekór wszystkiemu. Gdy w 1989 r. wygrywał OKP, wówczas nawet sami komuniści nie bronili systemu. Były przecież okręgi zamknięte, gdzie głosowali funkcjonariusze prlowskich służb i PZPR tam przegrywał. Zresztą pookragłostołowa zmiana w pewnym stopniu była kontrolowana, a wyniki głosowania z 4 czerwca nie miały daleko idących konsekwencji.

W 2005 r. podwójny sukces braci Kaczyńskich przyszedł w momencie afery Rywina. Ta zaś zaistniała na skutek wojny wewnątrz układu i dlatego w ogóle została ujawniona. Układ nie docenił wtedy faktycznej determinacji PiS w walce o przebudowę RP. Będąc jednak zagrożonym skutecznie skontrował. I na tym koniec. Więcej wygranych nie było.

Dzisiaj system jest mocny, jak nigdy dotąd, stąd jego porażka to rzecz niesłychana. Zrósł się z państwem na tyle blisko, że może używać słynnej frazy "państwo to ja". W dodatku jest - i to wciąż jego ogromny kapitał, o którym trzeba pamiętać - popierany przez kilka milionów osób. Miejmy świadomość, że relatywnie niewielki odsetek z nich jest klientem PO w ścisłym tego słowa znaczeniu. Utożsamiany z elektoratem władzy korpus urzędniczy to wcale nie taka oczywistość, jak się powszechnie wydaje. Wiedzmy zresztą, że grupą wiekową, w której PO ma zdecydowanie wyższe od PiS poparcie są 30-40 latkowie. To dawni "młodzi", owoc pierwszej antypisowskiej obsesji lat 2005-2007, niekoniecznie urzędnicy. Bez wyrównania proporcji w tym elektoracie może być trudno o trwałą zmianę.

Mimo tego wybory wygraliśmy. Dlaczego? Bo rewolucje się zdarzają nawet w najbardziej szczelnych systemach. A tak postrzegam ten sukces - właśnie jako rewolucję. Tyle że na miarę XXI wieku, więc organizowaną wedle prawideł swojej epoki.

Rewolucja potrzebuje żywiołu i energii. To fantastycznie zaistnialo, tyle że nie na ulicy, ale w internecie. W tę przestrzeń weszła świetna kampania Andrzeja Dudy. Nie tylko sztab, ale rzesza anonimowych ludzi od kilku miesięcy pracowała w swoich środowiskach na rzecz Dudy. Na różne sposoby tworzyli nie drugi, ale trzeci obieg informacji. Pierwszy to mainstream, drugi to prawicowe media, ten trzeci zaś robił to samo co drugi, ale niezależnie od niego. Był na facebooku, twitterze, rozmaitych forach, ale też w realu w swym najbliższym otoczeniu. Byłbardziej skuteczny od obiegu drugiego, bo nie ciążyła na nim łatka "oszołomów". Pracował w oparciu o osobisty, indywidualny kontakt - ze znajomymi, przyjaciółmi, sasiadami, rodziną. To dzięki tym wysiłkom wyborów po raz pierwszy nie zdominowały telewizje. Uległy sieci i sile kontaktów personalnych.

Symbolem tego był wieczór wyborczy. Wielkie stacje czekały z podaniem wyników do 22:30, twitter znał je na bieżąco od godziny 15.

Jakkolwiek zatem Andrzej Duda wykonywał tytaniczną pracę, to jestem pewien, że od początku kampanii czuł potężne wsparcie zwolenników. Im bliżej końca kampanii tym było ono większe, osiągając swe apogeum w Krakowie tuż przed ciszą wyborczą. Była to zatem kampania niezwykła, bo najbardziej obywatelska w dziejach III RP. Ponieważ się udała, nie ulega więc dla mnie wątpliwości, iż zostanie powtorzona jesienią.

Tym samym sfalsyfikowana została także dość powszechna na prawicy opinia, że jest ona zbyt słabo zorganizowana. Zarówno bezimienna armia wyborców prowadzących na własną rękę kampanię Dudy, jak i niezależny wobec PiS Ruch Kontroli Wyborów, stanowiły zaprzeczenie tej tezy.

Znaczenie tego drugiego jest nie do przecenienia. Gdyby RKW nie był potrzebny, to nie byłby przedmiotem szyderstwa i agresji od chwili swego powstania.

W tej beczce miodu jest i niestety łyżka dziegciu. Ogromnie zawiedli mnie niektórzy prawicowi dziennikarze, zwłaszcza Paweł Lisicki i Rafał Ziemkiewicz. I to zawiedli na ostatniej prostej, co jest szczególnie bolesne, bo po pierwszej debacie telewizyjnej.

Ich totalna krytyka (Lisicki w TV Republika, Ziemkiewicz w TVP) występu Dudy była nie tylko niesprawiedliwa, ale i głupia. RAZ, który dał się wpuścić w dywagacje o tym, jak Duda nie sprostał rozbudzonym oczekiwaniom, był szczególnie żałosny.Tym bardziej, że o Komorowskim miał wówczas do powiedzenia tyle, że wypadł on "lepiej niż myślano".

Nie zmienia to faktu, że z pracy tysięcy z nas narodziła się niedzielna Wiktoria. W ten sposób stał się więc Andrzej Duda prezydentem najbardziej obywatelskim z możliwych. Czyż może być coś lepszego dla demokracji i czy można mieć większy mandat niż ten, który 24 maja otrzymał prezydent - elekt?

Jest wielka nadzieja, ale wielka odpowiedzialność. Dobra zmiana się zaczęła.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka